środa, 28 maja 2014

GAS na bass: Hotone Thunder Bass (krótko)

Witajcie!

O tym wynalazku już wspominałem przynajmniej raz. Tym razem odświeżam temat, bo Hotone Thunder Bass już za chwilę będzie w sprzedaży, w dodatku za (chyba) rozsądne pieniądze (w Thomannie za ok. 500PLN).

Prezentacja z firmowego Jutuba:

Pięć wat, pętla efektów, wejście AUX, wyjście słuchawkowe - coś więcej trzeba do domu? Tym bardziej, że ostatnio odczuwam wzmożoną potrzebę posiadania sprzętu do ćwiczeń z podkładem, koniecznie porządnie brzmiącego.
Oficjalnie zbieram fundusze na to cudo.

P.S. W tak zwanym międzyczasie szykuję kolejny miks, w którym przynajmniej jeden z obiektów gniecie gałki oczne. Moim zdaniem :-)

czwartek, 22 maja 2014

Miks autorski część 21 - Na 10000 tysięcy wejść - "Moja Afryka", cześć 1 (DUŻO ZDJĘĆ!)

Habari!

Oto jest! - wpis, do którego zabierałem się od dłuższego czasu, a który "wymęczyłem" w związku z tym, że licznik bloggera przekroczył dziesięć tysięcy wyświetleń! Wielkie i serdeczne dziękuję! Poza tym, za tydzień minie rok od pierwszego wpisu!
Nieprzypadkowo w tytule dzisiejszego wpisu pojawiła się cyferka '1', bo na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie wyczerpać tematu. Poniższe zdjęcia to nawet nie połowa wszystkich, reszta gdzieś 'wsiąkła', a na sporej ilości które są w moim chwilowym posiadaniu (zdjęcia na codzień znajdują się w "domowym archiwum"), znajdują się facjaty członków mojej rodziny i moja - dokładnie w stopniu który uniemożliwia zamazanie/zasłonięcie postaci bez straty dla wartości zdjęcia.
Jak widać - w ramach swoich niewielkich umiejętności postarałem się na zamazanie postaci członków mojej familii i własnej, niektóre zdjęcia delikatnie podretuszowywałem, głównie ze względu na zblaknięcie; w każdym razie starałem się nie przesadzać.

Do rzeczy! w roku 1996, na skutek - powiedzmy - kilku szczęśliwych zbiegów okoliczności spędziliśmy kilka miesięcy we wschodniej Afryce. Bez przewodnika, autokaru i innych głupot, za to z pozytywnym nastawieniem, ciekawością (a właściwie głodem) świata który w sumie całkiem niedawno stanął przed Polakami otworem, oraz aparatem z teleobiektywem. Temu ostatniemu zawdzięczamy sporo robiących wrażenie ujęć, zaś reszcie to, że mamy co wspominać do końca życia!

Ponieważ jakbym miał zacząć opowiadać, to pewnie internetu by nie wystarczyło, dlatego skupię się na trzech sprawach które najbardziej mnie urzekły - zapachu powietrza, towarzyszącemu nozdrzom przez całą dobę, cudnym widokom, których nie odda najlepszy aparat, oraz JEDZENIE! Pyszne, chyba raczej zdrowe, będące wypadkową kultur (także kulinarnych), które koegzystują na tych terenach; oczywiście głównie hinduska oraz 'tubylcza'.

Dość gadania - pora na obrazki. Zaczynam od jednego z dziesiątek powalających na kolana (w końcu okolice równika!) zachodów słońca:
Nairobi. "Apartamentowiec" z mieszkaniami do wynajęcia. Zwykłe, skromne mieszkania. Można? Można.
Widok z okna #1 - ekipa jedzie do pracy:
Widok z okna #2 - spożywczak + postój taksówek:
Widok z okna #3 - za kilka minut będzie przejeżdżać prezydent z obstawą: kilkanaście nowych Hummerów H1 + kilka ciężarówek MAN (kabiny jak w Roman-ach) wypełnionych piechotą uzbrojoną po zęby.
Widok z okna #4 - szkoła żeńska:
Centrum Nairobi, kilkadziesiąt metrów od tego miejsca, a kilka tygodni po naszym wyjeździe, miał miejsca zamach na ambasadę amerykańską. Tuz obok znajduje się poczta, z której można było zatelefonować do Polski...(przypominam - był rok 1996, komórki nie dla każdego!)
Hotel w miejscowości Elburgon, z ogrodem robiącym kolosalne wrażenie (moje fotki gdzieś się zapodziały, w internetach są bardzo dobre, oraz prawdziwym tańczącym kelnerem ;-)
Kilka zdjęć z okolic przygranicznych, kilkukrotnie przekraczanych; Tutaj coś na kształt "truck stop-u", spanie, jedzenie, kantor walutowy i wszystko co może się przydać na trasie - wersja budżetowa.
Ponieważ był to widok zdecydowanie niecodzienny, za jego pomocą potwierdzę głupie, stereotypowe wyobrażenia o Afryce :-)
Zbliżamy się do przejścia, mundurowym aparat zaczyna przeszkadzać:
Kampala, widok z okna hotelowego:
To samo okno, ale poniżej - porządek musi być!
Kisumu albo Nakuru, co do tego zdjęcia mam wątpliwości. Na drugim planie...
Widok z okna hotelu w Kisumu:
Po drodze mijaliśmy wsie...
Parę razy się równik przekroczyło...
Ze wszystkich miast najmniej czasu spędziliśmy w Mwanzie, ale stamtąd jest najwięcej zdjęć.
Tym promem mieliśmy płynąć, ostatecznie na drugą stronę Jeziora Wiktoria przedarliśmy się drogą lądową.
Okolice portu:
Suchy prowiant dla pasażerów promu + sami pasażerowie i ich pojazdy:
Na krótsze trasy wystarczają mniejsze promy:
Typowy widok na wzgórza wokół Mwanzy:
Jeszcze jeden rzut oka na port:
Widok z okna hotelowego w Mwanzie #1:
Uchodźcy z Rwandy - Tutsi i Hutu razem w niedoli...
Okolice portu z zupełnie innej strony...
Świetna miejscówka, zwracam uwagę na fury!
Mwanza, po prostu ulica:
Zdjęcie zrobione z ukrycia - po prawej masajscy magicy sprzedają cudowne zioła na wszelkie dolegliwości:
Widok z okna hotelowego w Mwanzie #2, bardzo złomnikowy:
Ostatni raz Mwanza:
Podczas przejazdów po tamtejszych drogach trudno było się nie zatrzymać. Choćby dla takich widoków i zdjęć jak poniższe:






Na koniec jeszcze jeden zachód słońca:

BYĆ MOŻE ciąg dalszy nastąpi...w każdym razie zdjęć tylko ze zwierzątkami wystarczyłoby na jeszcze jeden wpis :-)

A normalny wpis? Któż to wie...

poniedziałek, 19 maja 2014

Miks autorski część 20 - Internacjonalistyczny miks szczeciński

Witajcie!

Po jednym wpisie nieżelaznym, należałoby chyba przywrócić sprawy na blogu do właściwych proporcji? Czas więc na kolejną porcję solidnej stali i odrobiny plastiku. Mam nadzieję, że się spodoba.

Zaczynamy od...sam nie wiem jak się ten trynd nazywa:
 Uczciwy kącik czarnych tablic. Na sam przód, Panda Mk1 z faltdachem:
A dalej (chyba) też nie jest źle...




 Ciekawe otoczenie - obok Pelopoponez, z tyłu Pasek...
Od tego miejsca białe tablice;
Przyzwoita stara Honda przygotowana (chyba głównie przez naklejki, hehe!) do KTR, LPT, STV, MGV albo jakoś tak:
 ...a nie! przecież to "tynki mixokrętem"...!
 OK. tyle, że takie praktyki uchodzą uskuteczniane bardziej odpowiednim żelazem!

 Wyjątkowo adekwatna tablica do zawartości pod maską:
 Za nowa? I co? mnie się podoba. Bardzo.
 Dobry Baleron nie jest zły. A ten jest bardzo dobry!

 Japońskie błękitne żelazo, nieszczególnie zgnite:
 Francuskie błękitne żelazo. Nieszczególnie mobilny składzik. Jakichś kartofli albo czegoś takiego...
 W tle...wiadomo...

 GAZEM PO OCZACH! ŚLUBOWÓZ!
Kto rozpozna markę pojazdu bazowego? :-)

 Japońskie żelazo było z zasady kiedyś uczciwe w terenie!

 O! Holender!

 Na koniec opcja niemiecka:

Ciekawostka: Podczas focenia Warczyburga uciekło mi Volvo 144 wraz z właścicielem i jego rodziną. Normalnie po kafelki albo inny cement sobie przyjechali do Liroja :-)

Na zakończenie dodam, że na żadnych nostalgiach i otwarciach sezonu nie byłem, ale mam już prawie gotowy miks, który (jak sądzę!) będzie dość interesujący, tym bardziej, że bardzo nieoczywisty :-)
I tym razem nie są to czcze obietnice!