Hello!
(pierwotnie ten post miał być nieco dłuższy i ostrzejszy, ale się wstrzymałem)
Dziś znów trochę ponarzekam, a zacznę od (dosłownie) dupy strony. Ostatnio, a w sumie od dłuższego czasu przez stacje TV przetacza się kampania reklamowa pewnego typowo męskiego produktu. Reklama jest również męska, lekko złomnikowa - w tle stoi sobie Mustang z otwartą maską, koleś na ekranie opowiada o prostowniku...do czego zmierzam? Otóż chodzi w tej reklamie (i mnie) o nieubłaganie biegnący czas, i to co się z nim wiąże, czyli pewne, ekhem, niedomagania organizmu.
Nie będę ściemniał, dawno już minęły czasy, gdy mogłem sobie pozwolić na fryzurę "na metala" - włosy za łopatkę i takie tam :-)
Już nawet nie chodzi o to, że w moim wieku "nie wypada", a obowiązki zawodowe od dobrych kilku lat nie pozwalają na AŻ taką wolność wizerunkową. Po prostu, biologia robi swoje i dziś moje włosy można nazwać co najmniej "alternatywnie gęstymi" zaś czoło z czasem posiadło "bardziej aerodynamiczne Cx". Dlatego od jakiegoś czasu moja jedyną fryzurą jest tak zwane "zero". Prosto, tanio, wygodnie - moja Wybranka raz na jakieś 5-6 miesięcy "opierdzieli" mi głowę maszynką i siup.
Kilka dni temu jednak stara, chińska maszynka kupiona na ryneczku którego którego już nie ma (komu przeszkadzało? lepsze są galerie? lepsze?) wzięła i ostatecznie wyzionęła ducha poprzez wewnętrzne rozpadniecie się - wszystkie plastikowe (!!!) zębatki się rozluzowały i maszynka do golenia zamieniła się w grzechotkę za 9 zł (tak DZIEWIĘĆ!!).
Tutaj dochodzimy do sedna. Oblatując sporo sklepów w Szczecinie zauważyłem pewną "prawidłowość" - czy to w Biedronce, małym sklepie ze sprzętem AGD, czy branżowej "sieciówce" wybór jest identyczny. Na półkach leżą rozmaite pudełka - większe, mniejsze, różniastych firm i - co najbardziej rodzi podejrzenie o tytułowe robienie w trąbę - w OGROMNYM rozrzucie cenowym. Najtańsza golarka jaką znalazłem kosztowała około 35 zł, najdroższa - prawie 2000zł DWA TYSIĄCE!!
Może ze mną jest coś nie tak, za dużo Złomnika czytam, za dużo myślę racjonalnie (???), ale mimo kilkugodzinnych starań nie udało mi się znaleźć takich cech pomiędzy modelami które uzasadniałaby aż takie różnice w cenie. Poza tym chyba najważniejsze - WSZYSTKIE, CO DO JEDNEJ, BEZ WZGLĘDU NA CENĘ I "PRODUCENTA" BYŁY MADE IN CHINA.
Oczywiście skończyło się na zakupie najtańszej normalnej, ale nie o to chodzi. Czy to jest wolny wybór? wolny rynek? nie można tego w krajach 'cywilizowanych' produkować? dziwią się później różni ważniacy różnym kryzysom i rosnącemu bezrobociu....TAK, MIAŁO NIE BYĆ O POLITYCE!
To nie będzie.
Jakoś tak się złożyło że mniej więcej w tym samym czasie zauważyłem "w internetach" zgłoszenia ludzi odnośnie jakości niedawno wprowadzonych do produkcji headów firmy Ampeg. Chodzi o model Micro-CL, produkowany w całości w Chinach. Ludziska mówią o trzaskach, spięciach, gotujących się kondensatorach. Wyszło im (Ampegowi) przyzwoicie z serią BA, a tutaj niekoniecznie. Także na Basoofce powstał temat o samozapłonie produkowanego również w Chinach EBS Session Classic. Więc CHYBA coś jest na rzeczy. Tym bardziej daje do myślenia że niedawno Gallien-Kruger zapowiedział przeniesienie produkcji swoich kolumn z powrotem do Stanów. Już teraz podobno najbardziej jakościowo problematyczny head, MB200 najpierw przyjeżdża z Chin i jest sprawdzany. Ta bardziej sprawdzana seria różni się "pieczątką" GK. Starsze, wysyłane z Chin mają napis "engineered in USA, made in China", te nowsze "engineered and inspected in USA".
Podobnie robią ostatnio np. Ashdown i Hiwatt - wszystkie wyższe modele wzmacniaczy i kolumn robią u siebie, w Wielkiej Brytanii.
Co prawda to prawda (bo ktoś mógłby wytoczyć taki aspekt) niektórym wychodzi "romans z chińszczyzną". Przykłady które przychodzą mi do głowy to Hartke - które trudno uznać za zawodne, Kustom - którego nowy sprzęt co prawda po prostu śmierdzi, ale daje radę, oraz Phil Jones (AAD) którego sprzęt - mimo uzasadnienia przez polskiego dystrybutora wysokich cen PJB produkcją amerykańską lekko mijając się z prawdą - jest produkowany w całości w Chinach.
Co prawda to prawda (bo ktoś mógłby wytoczyć taki aspekt) niektórym wychodzi "romans z chińszczyzną". Przykłady które przychodzą mi do głowy to Hartke - które trudno uznać za zawodne, Kustom - którego nowy sprzęt co prawda po prostu śmierdzi, ale daje radę, oraz Phil Jones (AAD) którego sprzęt - mimo uzasadnienia przez polskiego dystrybutora wysokich cen PJB produkcją amerykańską lekko mijając się z prawdą - jest produkowany w całości w Chinach.
Tak swoja drogą nagłośnienie amerykańskiej firmy Overton ma na sobie napis: "Proudly made in China".
Na zakończenie tego nielogicznego wywodu lub jak kto woli ciągu wynurzeń, zostaje smutna refleksja o naprawdę niewielkim wyborze sprzętu basowego spoza Chin, ale to już temat na zupełnie oddzielny post, który mógłby mieć w podtytule "czyli dlaczego nie kupię Taurusa". Ograniczę się tylko do jednego szczegółu - jaki jest wybór typowo ĆWICZEBNEGO sprzętu basowego spoza Chin? Markbass Micromark i Fender Rumble - ten ostatni "Made in Korea", ale na częściach z Chin...Coś pominąłem? Jest jeszcze OCZYWIŚCIE Marshall - "Made in India" :-)
Tym malkontenckim akcentem kończę.
Dobranoc, miłych snów ;-)
Aktualizacja 17.07.2013: Z tego co widzę Marshall wycofał z oferty całkowicie sprzęt basowy.
Aktualizacja 17.07.2013: Z tego co widzę Marshall wycofał z oferty całkowicie sprzęt basowy.