czwartek, 19 grudnia 2013

Demon siem mondrzy - podziel się drukarką! (pod linuxem)

హలో!
   W ostatnim czasie zdarzyło się kilka sytuacji, które wymagały wydrukowania paru (albo więcej) stron z drugiego komputera, który nie ma fizycznego dostępu do drukarki - normalnej USB (wspominany kilkakrotnie na łamach bloga Samsung SCX-3205). Zwykle materiał musiał być przesłany mailem albo innym Kadu/Pidgin (jeśli mały). Rozwiązaniem jest oczywiście współdzielenie.
Generalnie - sprawa bardzo prosta pod linuxem (wyposażonym natywnie w odpowiednie mechanizmy-CUPS), jednak mimo przeczytania kilkudziesięciu poradników i tutoriali, nadal nie miałem pojęcia (no, może częściowe) jak to zrobić.
Dziś już wiem, i chciałbym się podzielić tą wiedzą. Postaram się napisać i wyjaśnić najprościej jak to tylko możliwe, bez zbędnego uruchamiania konsoli/terminala.

Założenia:
- Dwa (lub więcej) komputery, w jednej sieci. Np. podłączone do routera, z niepoblokowanymi portami sieci lokalnej.
- Komputer z drukarką - "Gospodarz".
- Komputer(y), któremu zostanie udostępniona drukarka - "Gość".

Czynności do wykonania na komputerze Gospodarz:

- Włączamy drukarkę.
- Uruchamiamy Firewall (Debian/Ubuntu - Gufw).
- Dodajemy wyjątek (bo oczywiście zapora jest aktywna: Out-Allow, In-Deny??), "Zezwól/Allow"- "Przychodzące/In" - "Usługa/Service" - "Cups". W niektórych menadżerach zapory sieciowej należy wybrać zamiast Usługi-Cups, Port-631.
- Uruchamiamy Cups, czyli otwieramy dowolną przeglądarkę, wpisujemy adres: "http://localhost:631/admin".
Zaznaczamy: "Współdzielenie drukarek połączonych do tego systemu / Share printers connected to this system"
i poniżej: "Zezwolenie na drukowanie z Internetu / Allow printing from the Internet",
oraz: "Zezwolenie na zdalną administrację / Allow remote administration". Dwie ostatnie opcje zwykle nie są wymieniane jako niezbędne do normalnego współdzielenia, ale u mnie bez tego nie ruszyło.
- Jeszcze pozostając w Cups'ie wchodzimy w zakładkę "Drukarki / Printers" i spisujemy lub zapamiętujemy DOKŁADNĄ (duże/małe litery!!!) nazwę naszej drukarki z kolumny "Nazwa kolejki / Queue Name". U mnie jest to "SCX-3200-Series".
- Otwieramy "Menadżera Sieci / Network Manager" i spisujemy / zapamiętujemy adres IP.

Na komputerze Gość:

- Instalujemy Cups, chyba że już jest zainstalowany.
- Uruchamiamy menadżera drukarek. W zależności od środowiska graficznego i dystrybucji są to różne miejsca w Menu. Można też przez przeglądarkę jak ktoś woli (localhost...).
- Klikamy "Drukarka sieciowa / Network Printer",
wybieramy protokół HTTPS,
w polu URI, podajemy adres CUPS Gospodarza, czyli:
IPGospodarza:631/printers/NazwaDrukarki.
Np. mój komputer ma IP 192.168.1.10, a nazwa drukarki jak wyżej, to adres wygląda tak:
192.168.1.10:631/printers/SCX-3200-Series.
- Uruchomi się teraz konfigurator, w którym należy wybrać producenta i model udostępnionej drukarki.
- Na koniec wystarczy nazwać jakoś normalnie drukarkę i zaznaczyć "Włączenie". Inne opcje według uznania i...zdrowego rozsądku!
- "Wydrukuj stronę testową" ;-)))

Na koniec jedna drobna uwagą: jeśli komputer Gospodarza za każdym uruchomieniem ma przyznawany inny adres IP, to każdorazowo należy go poprawiać na komputerze Gościa w ustawieniach drukarki, przez drukowaniem.

UFF!! Chyba prościej się nie da?!

P.S. Przy okazji pragnę przypomnieć, że twór który czytacie jest moim prywatnym 'blogiem'. Myśli, zdjęcia i innego rodzaju wpisy umieszczam według własnego uznania i w formie jaką uznam za stosowne. I daję słowo, że nikogo nie zmuszam do odwiedzin tutaj. I nie będę.

czwartek, 28 listopada 2013

Wtem! - Triumph 2000(SC?)

Dzień dobry, cześć, i czołem!

Gdy wracałem do domu po dniu pełnym wrażeń, w głowie układałem sobie inteligentny i błyskotliwy wstęp do dzisiejszego wpisu. Miało być o teorii, według której w Polsce znajdują się wszystkie samochody świata. Miałem wspomnieć o 'wiadomym' (jedynym!?) Nash'u, o Aixamie (NIE-Mega) który wypłynął na Otomoto, który już sam sobie jest dość egzotycznym pojazdem. Ten jeszcze jest elektryczny, w dodatku to..."anglik". Dalej, za pomocą bezwzględnie inteligentnego zdania, może dwóch miałem zamiar poprowadzić wywodzik intelektualny w kierunku dzisiejszego znaleziska.
Jadąc dziś do centrum, postanowiłem wybrać drogę przez stare Pogodno. Spodziewałem się porobić po drodze lepsze zdjęcia pojazdom z 'nocnej sesji'. Zamiar się nie powiódł, ale opłacało się. Oto poniżej Triumph 2000, według internetów - z końca produkcji, zaś według wypłowiałej tabliczki na masce i pasie tylnym - TR2000SC.
Zdjęcia robione rozgotowanym kartoflem, dlatego takie zaparowane ;-)


TAK! Wiem, że w tle stoi Lancia Thema na czarnych blachach; ona w najbliższej okolicy jest "zawsze". Tuż za rogiem dość konkretnie wrasta Rover 820, a dwie przecznice w prawo o Triumpha jest jeszcze kilka cukiereczków. Wszystkie wymienione postaram się wrzucić do powoli tworzącego się kolejnego miksu autorskiego, a jeśli uda mi się złapać wszystkie fury, to będzie SROGO!

TAK! fotki wysłane do Złomnika!

niedziela, 24 listopada 2013

Wtem! - Fordy, dużo Fordów + kilka słów na inne tematy ;-)

Witojcie!

W dzisiejszym wpisie pozwolę sobie na dotrzymanie słowa danego w poprzednim, dorzucę także kilka na zupełnie inny temat. Innymi słowy - odwiedziłem drugie skupisko wrostów na 'F', znajdujące się po drugiej strony ulicy tego z poprzedniego wpisu. Ale namotałem!

Lokalizacja znajduje się w pobliżu działek, obok których stoją jeszcze dwa Transity, niesfotografowane - zabrakło czasu. Ale co będę pisał - oto Fordy!

Pierwszy od ulicy stoi Transit:

Za przednią szybą taka kartka (dane osobowe zamazałem):

Reszta stadka:



Stoją sobie, nie wiadomo na co - te powyżej + 2 Transity obok + 7 innych Fordów z poprzedniego mojego wpisu....

Z innej beczki. Komisja Nadzoru Finansowego zajęła stanowisko w sprawie praktyk firmy Sofort. Polecam konkretny artykuł na Niebezpieczniku, nawet jeśli "nie jesteś w temacie". LEKTURA OBOWIĄZKOWA !

Ostatnio na moim Virtualboxie wylądowała najnowsza (13.1) wersja OpenSUSE'a. Mocno zachwalana nawet przez użytkowników dystrybucji 'debianowych'. I w sumie trudno się dziwić - stabilna, responsywna, testowana także jako LiveCD stosunkowo słabo obciąża sprzęt, nie generując zbyt wiele ciepła. Nie do przecenienia jest fakt, że zaskakująco sprawnie poradziła sobie z moim Samsungiem SCX-3205. Skaner został wykryty automatycznie, sterowniki od razu się aktywowały. "Gorzej" z drukarką - o ile z wykrycie trwało kilka sekund, to sterownik musiałem doinstalować ręcznie.
Niestety już na drugi rzut oka widać kilka słabości tej dystrybucji. Przede wszystkim bardzo uboga zawartość oficjalnych repozytoriów, odczuwalna tym bardziej w porównaniu do repo Ubuntu. Nawet po dodaniu Pacmana brakuje kilku używanych przeze mnie pakietów. Napewno wielkim plusem OpenSUSE jest dostęp do alternatywnych repozytoriów ciągłych (Tumbleweed), owszem jeszcze biedniej wyposażone, owszem aktualizacja odbywać się może tylko poprzez konsolę, ale...dystrybucja ciągła to jednak spory komfort.

Ogólnie wrażenie jak najbardziej pozytywne, choć nie mogę szczerze polecić...na pewno nie każdemu.
Aktualizacja 27.11.2013: są dostępne repozytoria Packmana w wersji Tumbleweed! Można zacząć myśleć o nowym OpenSUSE jako realnej alternatywie dla mojego Xubuntu ;-)

Na dziś to by było tyle. Przed nami kolejny pasjonujący tydzień ;-)


wtorek, 12 listopada 2013

Rżycie - o wszystkim po trochu, albo "jestę blogerę?" (+kilka zdjęć)

Halló!

Daaawno nic tutaj nie napisałem. Ba! Ostatnio cała moja publiczna aktywność internetowa ograniczała się do mniej lub bardziej (w większości mniej) inteligentnych komentarzy czy to na forach, czy na blogach. Kreatywność blogowa, wraz z nastaniem jesieni się wzięła i skapciała; choć niekoniecznie ze względu na najsmutniejszą porę roku.
Nic to! Niniejszym wpisem postaram się choć w części nadrobić gigantyczne zaległości.
Lecim:

1. Najpierw się pochwalę. A nie! Teraz się mówi - POLANSUJĘ! Otóż parę dni temu zauważyłem w statystykach bloggera ciekawostkę. Okazuje się, że informacja o moim 'blogu' znalazła się na stronie internetowej miasta Nowe Warpno!! Oto link ;-)

2. Cuda ostatnio się dzieją na moim osiedlu. Żeby była jasność - osiedle jest, owszem "z tych nowszych", natomiast na pewno nie prestiżowe/loftowe, choć jednym z pierwszych jego mieszkańców był właściciel pewnej znanej, dużej szczecińskiej firmy, jeżdżący drogim samochodem klasy premium. Większość sąsiadów stanowią albo "korporobociki", albo właściciele małych firemek, jeżdżący totalnie zwykłymi samochodami - pełen przekrój, gdzie szczytem ekstrawagancji jest kilkuletni SUV lub miniwan, oczywiście w kolorze czarnym.
I nagle, w tej ustatkowanej przestrzeni, od około 2 miesięcy zaczęły pojawiać się samochody, należące do klasy "nieoczywistej premium". Owszem nienowe, bo poprzednie modele (3-5 letnie), ale wszystkie V8, niektóre w najwyższej wersji, kosztującej w salonie około 700 tysięcy złotych. Najpierw pojawiła się "fura w jedynie słusznym kolorze", tak spektakularna (jednak w porównaniu do reszty bardzo tania - niecałe 200tyś), że przechodnie czasem robią sobie z nią zdjęcia "na fejsunia" ;-)). Reszta "zjawisk", które wkrótce potem się pojawiła nie jest już tak spektakularna. Mało tego, w naszym kraju nie wzbudzają żadnych emocji, mimo świetnych, ponadczasowych sylwetek i...czterech aktywnych rur wydechowych ;-)
Największą niespodzianką w tym kontekście jest fakt, że mniej-więcej tym samym czasie zniknęły z osiedla dwa czarne (a jakże!) Passaty B6. ;-)
A! jak do tej pory na osiedlu nie stwierdziłem obecności ani jednego Juke'a!

3. "Akcja znicz, albo polowanie na grzybowozy" zakończyła się totalną klapą. Zamiast klasyków i perełek - Aveo i Fabie. Smutno. Jedynym w miarę ciekawym okazem było Clio Mk1 w stanie "prosto z salonu". Niestety, światło było tak słabe, że na zdjęciu nic nie widać :-(

4. Obiecałem napisać kilka słów subiektywnej opinii o tjuningu mojej Yamahy, jak struny stracą "szklistość".
Pierwsze wrażenia: struny są zawsze zimne w dotyku. Fakt, że to flaty zachęca do niechlujnego grania - nie trzeba się pilnować przy odrywaniu palców i można po prostu przesunąć się na inna pozycję bez ich odrywania. Ale z drugiej strony nie dają wyczucia, to znaczy nie można po samym dotyku zauważyć, że palec się bezwolnie przesunął i będzie fałsz. Ale kto miał/ma stalowe szlify to takie rzeczy wie.
Brzmienie: YAMAHA JESZCZE TAK DOBRZE NIE BRZMIAŁA! Po prostu. Tylko. Albo aż.
Nie wiem na ile to zasługa grafitowego siodełka, które bardzo fajnie wyrównało brzmienie pomiędzy pustą a dociśniętą struną, czy strun. Na pewno "na sucho" jest ciszej. Pojawiło się natomiast inne zjawisko - do tej pory było tak, że gra wywoływała wibracje korpusu (masaż mięśnia piwnego, hehe) - im grubsze struny - tym silniejsze. Teraz wibracje bardzo silnie są odczuwalne także na gryfie. Według Eda Friedlanda to dobrze ;-)
Mimo moich obaw flaty nie "wykastrowały" Yamahy, zmieniły nieco charakter - charakterystyczny dla niej "warkot" stał się o wiele 'szerszy' i 'okrągły' - do tej pory najsilniejszy był w środkowej części pasma, teraz występuje w całym, z wyraźnie zaznaczonym 'WRRR' w dole. Tego nie dało się uzyskać na żadnych innych strunach, nawet na DR BlackBeauties. Jest dobrze. Bardzo dobrze.

5. Wystarczy tego pisania, trochę żelaza w międzyczasie sfociłem, poniżej co ciekawsze zjawiska:

BX klepany z przystanku:

 F F F F F F F F!
(po drugiej stronie ulicy jest drugi taki zestaw + Transit, któregoś dnia się wybiorę)
 Coś dla Qropatwy. Japońce tak fajnie gniją ;-)

 Mniam, po prostu!

 W rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej!

 Był (albo jest) kiedyś taki polski zespół - Mech

...na dziś to by było tyle.


niedziela, 20 października 2013

Basowo - Żenada, czyli "Gdy emocje już opadną"

Καλημέρα!

Jak sugeruje tytuł, dziś rozczaruję wszystkich tych oglądaczoczytaczy, którzy spodziewali się wpisu motoryzacyjnego. Nic z tego, nie tym razem. Co bardziej spostrzegawczy dostrzegą także, że postanowiłem rozpocząć nowy typ wpisów, oznaczanych jako "Basowo", w których skupię się na moim ulubionym hobby ;-)

A ponieważ szkoda czasu na przydługie wstępy, zaś jeden obraz wart jest tysiąc słów, oto one:

Gdy TO:
zastąpić TYM:
a na górę dać TO:


to efekt finalny wygląda TAK:

Oczywiście, pod warunkiem znalezienia fachowca, który potrafi ogarnąć temat.
Tak WRESZCIE, PO MIESIĄCU się to stało! Moim basem zajął się...Ligman. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim mądrzejszym ode mnie basowo osobom, które starały się mi pomóc zdalnie, np. udzielając cennych rad.
Ale do rzeczy. Kiedy, koniec końców Yamaha trafiła we właściwe ręce, dosłownie tego samego dnia, odezwali się inni lutnicy Szczecińscy, których próbowałem namówić na  wykonanie siodełka w ciągu tego miesiąca (!!!). Pozostawię to bez komentarza.
Na miejscu (u Ligmana), przekonałem się, jakim jest równym człowiekiem i fachowcem, a także jak dużo zleceń ma. Instrument był gotowy następnego dnia - wymienione siodełko, szlif progów, ogólna kosmetyka...morda mi się uśmiechała od pierwszej sekundy, gdy wziąłem Yamaszkę do ręki. Nastąpiła chwila prawdy, czyli żenująca sytuacja. Idąc po odbiór, mniej - więcej poukładałem sobie, jakie "kawałki" zagram, żeby przesłuchać większość progów; "Head like a hole", "Money", coś z RATM, coś ze slide'ami... Ale gdy podłączyłem się do EBS-a HD 350 i pouderzałem w puste struny, napawając się dźwiękiem ich wybrzmiewania, najzwyczajniej w świecie zawiesił mi się matrix. Nic, pustka, zero w mózgu. Nagle zapomniałem jak się gra, nie potrafiłem "zebrać szczęki z podłogi". Mniej - więcej jak w zeszłym tygodniu w centrum Szczecina, gdy obok mnie przejechał Moskwicz 408 w stanie idealnym, CHYBA na francuskich numerach i z wrażenia zapomniałem go sfotografować. Porozmawialiśmy sobie jeszcze, przy okazji utwierdzając mnie w przekonaniu, że aktualnie w moim budżetowym instrumencie, najsłabszym ogniwem jest mostek. 
Po powrocie do domu, pogrywając na domowym sprzęcie (w sumie nie  mogłem basu puścić z łap przez cztery godziny), zauważyłem z niepokojem, że owszem mój wzmacniacz spokojnie kwalifikuje się jako "bardzo przyzwoity", to jest nadal tylko budżetowy. Uderzyło mnie, jaka ogromna różnica jest pomiędzy moim Hiwatt-em "made in china", a EBS-em "made in sweden", nawet pomijając różnice brzmieniowe, charakterystyczne dla marki.
Kolejną sprawą, w sumie najważniejszą, jest finalne brzmienie. W tym miejscu się zatrzymam, ponieważ struny są jeszcze świeże i cokolwiek napiszę, nie będzie miarodajne.
Albo tak: ECB81 mają heksagonalny rdzeń, do tego siedzą na grafitowym siodełku...zaś producent brzmienie określa "warm/mellow". Ciekawe czemu? ;-)

To by było tyle na dziś, wracam uczyć się artykulacji na flatach.



wtorek, 8 października 2013

Miks autorski część 7 - miks komórkowy + aktualizacja siodełka.

Buongiorno!

Dawno nic nie wrzucałem, a nazbierało się sfotografowanego żelaza, które to zamierzam Wam pokazać. Wszystkich oczekujących nie wiadomo jakiego poziomu muszę rozczarować - wiele brakuje choćby do poziomu ostatnich wpisów zaprzyjaźnionych blogerów.
Przejdźmy do rzeczy, to znaczy żelaza. Miks podzieliłem na kilka małych części, czyli komórek, poza tym wszystkie zdjęcia ponownie wykonałem telefonem - stąd nazwa miksu.

Komórka "chyba ktoś pomylił nazwy":


Komórka "byłem przez chwilę w Gdańsku":


 (czyżby gdański patent na gnicie?)

Komórka "nuuuda, nic się nie psuje!":



Komórka "skąd TO się tu wzięło?":



Komórka "było ciemno, to i zdjęcia gównianej jakości":



coś dla Qropatwy:


Komórka "wszystkie kolory świata":



pozornie to jest niebieskie kombo, ale tak naprawdę zielone! ;-)
coś dla Basstarda:

Komórka "gdzie indziej nie skategoryzowane, ale głupio skomentowane":

Gdzie są Mazdy z tamtych lat?
 "Własny ośrodek sportowy ma także gmina Drobin, w powiece Płockim"???
 (do R5 nie udało mnie się wymyślić komentarza, ale podobuje mnie się)
 "Zakład pogrzebowy Lexus Szczecin poleca swoje usługi"
"niemieccy inżynierowe odnieśli kolejny sukces w walce z korozją!"

"A teraz coś z zupełnie innej beczki".
Szczecin to dziwne miasto, określane przez wiele osób, którym nieobojętny jest jego los jako "miasto sięniedasię". Pomijając, ze względu na założenia tego bloga, tematy polityczne i polityczno-gospodarczo-byznesowe (odsyłam do bloga "Gospodarka regionalna", widocznego na bocznym pasku) podam jeden przykład z podwórka motoryzacyjnego. Czy wiecie, że w regionie jest jeden diler/serwis autoryzowany Toyoty i Lexusa? I w tym oto serwisie obowiązuje ZAKAZ OBSŁUGI pojazdów sprowadzonych. Na przykład: Lexusa albo 4Runnera ze Stanów, HZJ7 z Dubaju albo z ExtremFahrzeuge, nowej Hiace z Rosji albo z Ukrainy. Owszem, są warsztaty specjalizujące się w Japończykach i/lub Toyotach, ale...nie mogą kupić części w ASO! Na szczęście Szczecin leży blisko granicy, a w najbliższym niemieckim serwisie nie ma najmniejszych problemów, jak z resztą na całym świecie.
Tylko co to ma wspólnego ze mną? Ma to, że trzeci tydzień jestem bez basu!! Żaden lutnik szczeciński nie ma ochoty podjąć się dorobienia siodełka. Powiem więcej - tak olany/zignorowany to nie przypominam sobie kiedy ostatnio byłem. Wygląda na to, że nie będąc znanym muzykiem, z którym można sobie zrobić zdjęcie lub którego nazwiska nie można sobie wpisać do referencji, nie można liczyć na wykonanie w końcu dość prostej usługi. Jak dotąd jedynym, który potraktował mnie serio jest Pumex, którego usprawiedliwia przebywanie w...Australii, pozostali powinni napisać wprost na swoich stronach "Cywili nie obsługuję!". Naprawdę, krew już mnie zalewa, a żółć wylewa się uszami. Sytuacji nie ratuje nawet to, że mam zapasową "paździerz", to znaczy chiński, krzywy i głuchy bas 'Lentamente'.
Na logikę, pozostają mi opcje:
- rezygnacja z basowania, szukanie innego hobby. ODPADA!! "i'm loving it!!"
- dokupienie kolejnego basu do kolekcji. ODPADA!! choruję na Spectora, ale póki co mnie nie stać, i co zrobić z Yamahą?
- szukanie chętnego lutnika na większym obszarze; podobno w Gorzowie jest? następny podobno 250km od Szczecina!
- zamówienie i samodzielne zamontowanie oryginalnego siodełka (14pln + przesyłka!), z nadzieją że za chwilę znów się nie rozpadnie,
- odświeżyć swoje muzyczne znajomości, a następnie powołując się na nie ponownie uderzyć....

Tymczasem moja Yamaha wygląda tak:
No. Na dziś to byłoby tyle. Oczywiście można komentować ;-)