sobota, 13 czerwca 2020

Wtem! - podwójne uderzenie z dawnych lat, albo jakoś tak

Witajcie!

Dziś wpis wyjątkowy. Bo - po pierwsze jak do tej pory nie było u mnie podwójnego Wtem!-a, a po drugie - oba eksponaty już u mnie się pojawiły. Jedziemy!

Isuzu VehiCross
W lewym narożniku Na pierwszy ogień idzie dziwoląg, który wyprzedził swoje czasy i chyba nigdy (a że liczymy świrów?) nie był obiektem marzeń motoryzacyjnych. Nikt nie wiedział o co chodzi, i tak dalej, z resztą Złomnik wyjaśnił sprawę dogłębnie. Parę sztuk tego naprodukowali, więc spotkanie tego na żywo to w sumie święto. Tym bardziej się cieszę, prezentując ten pojazd, bo do tej pory udało się go złapać w Stargardzie - był w poprzednim miksie. Nie liczę oczywiście zdjęć, gdzie wyglądał jak żółta plama.

Oczywiście - JEŹDZIŁBYM!

 Czyżby używany jako wyprawówka? Nie za bardzo rozumiem, ale szanuję jak cholera
 Ciekawe jakby go żółtym Raptorem potraktować ;-)
Jeśli wydaje Wam się, że już przystosowaliście swój zmysł wzroku do silnego stężenia nieoczywistości, mam dla Was cios nokautujący:


Toyota Crown
W prawym narożniku Ten gość miał już u mnie osobny wpis, choć nie taki, na jaki zasługiwał, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę techniczną. Tym razem materiał zdjęciowy dostarczył wolontariusz, który zadbał o to, by Wam oczy zwybuchowały. Widać, że Toyota jest w naprawdę odpowiednich  rękach i ma się dobrze. Oczywiście lokalizacji nie podam bo jej nie znam i nie chcę znać.





I jeszcze najładniejsze IMHO zdjęcie w oryginalnym rozmiarze:
Smacznego!

P.S. Oczywiście soczysty mik sie powoli robi, ale jak sobie pomyślę, że do ogarnięcia jest ponad 300 zdjęć...a może zrobię wpis zupełnie innej beczki?

niedziela, 7 czerwca 2020

Rzycie - co mnie podkusiło?

Witajcie!

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że ze mnie oaza spokoju, kwiat lotosu, daleki też jestem od podążania za trendami - konta na fejsbukach, tiktokach, instagramach i paru innych nie mam, a smartfona zacząłem używać zaledwie kilka miesięcy temu. Wiedzą też doskonale, że wyznaję dwie zasady - "nie naprawiaj tego, co nie jest zepsute" i "jeśli coś działa - nie ruszaj", które w sumie znaczą to samo.
Tyle, że tym razem chyba nie byłem sobą.
Wszystko zaczęło się niewinnie - od decyzji, że tego dnia zaktualizuję system w laptopie Wybranki do nowszej wersji (z Kubuntu 16.04 do 18.04, bo wsparcie do roku 2023). Aktualizacja przebiegła płynnie i bezproblemowo, a system po wszystkim od razu nadawał się do użytku, nie tracąc nic ze swojej dotychczasowej funkcjonalności.
Wtedy przyszła mi do głowy durna myśl, że może też od razu zaktualizować komputer stacjonarny, z  idealnie działającego Xubuntu 18.04 do najnowszego 20.04. Od pierwszej chwili było pod górkę - graficzny aktualizator nie dawał się uruchomić, mimo dezaktywowania zewnętrznych/"dziwnych" repozytoriów. Magiczne komendy w terminalu też nie posuwały sprawy bardzo do przodu. Zamiast jednak w tym momencie dać sobie spokój, uparłem się, że jednak dzisiaj doprowadzę sprawę do końca; po kilkunastu minutach, poszukiwaniu rozwiązania na forach tematycznych (produkty Cannonical mają świetne wsparcie społeczności!) rozpoczęła się aktualizacja.
Po ponad godzinie, odpowiedzeniu na 2 pytania system był zaktualizowany. I się zaczęło. Ponieważ opisując dalszy rozwój wypadków, oraz moją reakcję na nie musiałbym użyć sporej ilości słów uznanych za co najmniej niecenzuralne, ograniczę się tutaj do wymienienia rzeczy, które napsuły mi najwięcej krwi:
- czas ładowania systemu wydłużył się dramatycznie. Nie trochę, raczej dwukrotnie.
- ponieważ 20.04 to świeża wersja, na razie nie są do nowych repozytoriów przeniesione motywy i schematy kolorów znane z poprzednich wersji, przez wygląd mojego systemu się "nieco" różni od tego, co było w poprzedniej wersji. Nowe Xfce (4.14) ma też coś namieszane z przezroczystościami i efektem 3D, co też trochę zmieniło wygląd, do którego zdążyłem się przyzwyczaić, uniemożliwia przez to powrót do niego. Brak jest też dedykowanych menadżerów do zarządzania wyglądem, oprócz podstawowego.
- brak dźwięku - nowa wersja PulseAudio tak ma namieszane, że żeby system zaczął wydawać z siebie jakieś dźwięki, należy tuż po uruchomieniu wymusić restart Alsy. Żenada. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tego rodzaju problem - przy aktualizacji do 12.04? 14.04?
- i jeszcze rzecz powiązana z dwoma powyższymi - do tej pory na panelu Xfce miałem dedykowany aplet z rozwijalnym menu do kompleksowej obsługi dźwięku - głośność, mikser, wybór urządzeń, uruchamianie i obsługa odtwarzaczy. W 20.04 te rolę pełni aplet od PulseAudio - niby to samo, ale gorzej.
- z repozytoriów zniknął mój podstawowy program do obsługi plików graficznych - Mirage. Owszem, są dziesiątki innych, ale to nie to. Pomogło ręczne doinstalowanie z repozytoriów wersji 19.10.
- nie ma możliwości doinstalowania chyba najlepszego programu do sprzątania systemu - Ubuntu Tweak. Owszem, twórca nie rozwija programu już od wersji Ubuntu 14.04, ale do tej pory dało się jakoś wykombinować instalacje. Wiem, że jest Blechbit, ale nie robi chyba nawet połowy tego co UT.
- nie wiem czy ma to coś wspólnego z  nową wersją systemu, może nowa wersja X.org-a czy innego Waylanda ponosi za to odpowiedzialność, ale działanie Youtube na Chromie trudno nazwać nawet tragicznym. Czas od momentu otwarcia nowej karty z filmem do rozpoczęcia odtwarzania trwa kilkanaście sekund(!!!).
- wspominałem już, że uruchamianie trwa absurdalnie długo? Bo zamykanie podobnie, albo nawet gorzej.

Póki co zostaje czekanie na pierwszą dużą aktualizację, i...przestrzeganiem kogo się da przez pochopnym aktualizowaniem do najnowszej wersji. Choć gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że może by tak spróbować przejść na jakąś dystrybucje ciągłą - jakiegoś Debiana Testing albo OpenSUSE w wersji Tumbleweed.

Ufff! wystarczy na dziś, niedługo wrzucę coś, od czego oczy Wam powypadają.

P.S. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie problemy to nie problemy dla czytających ten wpis użytkowników Windowsów, w którym nie istnieją przecież możliwości konfiguracji zachowania systemu pod siebie, o dostosowaniu wyglądu nie wspominając. No dobrze - można zmienić tapetę ;-)


wtorek, 2 czerwca 2020

Krótek - taki dzień

Witajcie!

Na przykład taki dzień - powiedzmy że rano jadąc tzw. autostradą A2, w okolicach zwyczajowo nazywanych "na wysokości Poznania" mijasz jadącego z naprzeciwka Ariela Atoma, ale nie masz możliwości zrobić zdjęcia, bo wszystko dzieje się za szybko.
I kilka godzin później, już po powrocie, w podszczecińskim (proszę się nie obrażać!) Mierzynie mijasz nowego SUV-a od RollRoyce'a.
Czarnego.
Na niemieckich blachach.
Nawet nie wiedziałem, że zaczęli go produkować.
#TakByło.

P.S. Po głowie chodzą mi pomysły, a właściwie gotowe szkice trzech wpisów niegraciarskich, ale, no wiecie...
P.P.S. I jeszcze z zupełnie innej beczki, taki LINK.