Witajcie!
Generalnie jest tak, że nie jestem typem ulegającym stereotypom, ale rzeczywistość to taka fajna instytucja, która potrafi brutalnie skonfrontować, skutkiem czego ręce (i cycki) nie mają gdzie opaść. Tacy na przykład gitarzyści (albo właściwiej - posiadacze instrumentów sześciostrunowych ze śmiesznie krótkim gryfami) - garść przypadków z ostatnich - powiedzmy kilku miesięcy:
- (niech będzie, że pierwszy) podczas rozmowy o instrumentach próbuje zabłysnąć ciekawostką - w gitarach MOŻNA wymieniać struny,
-albo inny - podczas gry na zestawie, którego wielkość kwalifikuje do transportu co najmniej klasycznym Volvem kombi na sugestię, że chyba coś mu muli i wypadałoby wymienić struny odpowiedział coś w stylu: "po co? przecież nie są zepsute/zerwane"
- zaobserwowane niejednokrotnie - jak gitara nie stroi/operator fałszuje - wincyj reverbu i distortion! , ewentualnie można dać głośniej,
- strojenie - tylko na słuch!
- parametryczny środek? obie gałki na full!
- jaki przewód głośnikowy? kabel to kabel!
Z innej beczki: "filtr paliwa chcesz wymieniać? w benzynie?!"
W sumie byłoby śmieszne, gdyby nie to, że dzieci słuchają i 'siem óczom' :-)
#TakByło, i oczywiście #MowaNienawiści ;-)
Muszę oddać sprawiedliwość - znam też normalnych gitarzystów, m.in. umiejących zakładać struny bez wydłubywaczy oczu. A że przypadkiem to rodzina... ;-)