Witajcie!
Nikt nie spodziewał się wątków kulinarnych na tym blogu jeszcze bardziej niż Hiszpańskiej Inkwizycji!
Spokojnie, żelazo będzie się tu jeszcze pojawiać. Kiedy - nie wiadomo - w osobnym katalogu jest do selekcji, posortowania i obróbki prawie tysiąc zdjęć zrobionych przez ponad rok(!).
Dziś podzielę się z Wami naszą - czyli Wybranki i moją wariacją na temat przepisu znalezionego na Blogu z apetytem.
Za pierwszym razem zrobiliśmy wszystko praktycznie zgodnie z przepisem, jednak podczas konsumpcji zgodnie stwierdziliśmy, że te "czisburger" bardzo, ale to bardzo prosi się o poważne modyfikacje, a dokładniej - "zitalizowanie", czy tam "uwłoszczyznienie".
Lecim!
Wiadomix - na sam dół poszło ciasto drożdżowe doprawione mieszanką suszonych ziół "włoskich", na nie "włoskie" pomidory z puszki:
Farsz. Farsz jest najważniejszy!
Tutaj wleciał kurczak odpowiednio wcześniej zamarynowany w sosie sojowym z dodatkiem suszonych pomidorów z chilli i czosnkiem. Do kurczaka dołączyły pieczarki i prawie cała główka(!) czosnku "od rolnika".
Papryka i ogórki kiszone własnej produkcji:
Wspominałem o farszu?
W międzyczasie jeszcze więcej przyprawy "włoskiej", na górę wjechał żółty ser i pomidorki koktajlowe:
Całość wieńczy górna warstwa ciasta drożdżowego (przyprawionego, rzecz jasna!):
Górną część zwieńczyło roztrzepane jajko z dodatkiem mleka, dzięki czemu podczas pieczenia pojawiła się skorupka uniemożliwiająca odparowanie całej wilgoci z wewnątrz.
Po 40 minutach w piekarniku przekąska prezentuje się następująco:
Ostateczny efekt przerósł nasze oczekiwania, Otrzymaliśmy coś na kształt włoskiego Calzona - danie obłędnie pyszne i niewiarygodnie sycące. Oczywiście już mamy pomysły na kolejne modyfikacje. Może następnym razem w stylu tajskim? Indyjskim? a'la kebab?
Podobało się? Smakowało? Kontynuować?
P.S. Ale miksa to już wypadałoby zrobić, c'nie?