Witajcie!
Minęło już trochę czasu od zakupu, wymyśliłem więc sobie na dziś coś na kształt recenzji tytułowego sprzętu, oczywiście zrobionej po mojemu!
Najpierw jednak kilka słów wyjaśnienia:
- po pierwsze tytułowy koń odnosi się do powiedzenia "koń jaki jest - każdy widzi"; w internecie jest tak wiele próbek pozwalających wyrobić sobie zdanie na temat brzmienia Zoom'a B1on, więc tych tu nie uświadczycie,
- po drugie ostrzegam, że nie będzie to recenzja - skupię się na subiektywnych odczuciach z używania sprzętu oraz wadach - zaletami zajmują się reklama i marketingowcy ;-)
O pierwszym wrażeniu już w komentarzach gdzieś w Złomnecie wspominałem - kilka minut po zamówieniu zauważyłem, że 22 października w Szczecinie zagra(ł) Richard Bona, a ja właśnie wypłukałem się z "wolnej" kasy. Nie, żebym był jakimś fanem, ale wydaje mi się, że warto było pójść zobaczyć i posłuchać jak prawidłowo obsługuje się Foderę:
Drugie wrażenie nastąpiło po otrzymaniu przesyłki - JAKIE MIKROSKOPIJNE PUDEŁKO! Gdzie to się zmieściło? Tak, Zoom jest mikrych rozmiarów - chyba taka moda ostatnio zapanowała; chiński Mooer ma całą gamę efektów które ciężko zauważyć, a i inni producenci wypuszczają kostki w wersji 'mini'. Obawiałem się utrudnionej obsługi z tego powodu, ale nie jest źle - co prawda na boso, ale jednak.
Trzecie wrażenie - nic nie umiem! - po uruchomieniu podkładów perkusyjnych i próbie zagrania równo z nimi przy jednoczesnym odsłuchu na słuchawkach, w dodatku ustawionym jakimś chorusie i innych symulacjach uwypuklających najmniejszy nawet błąd (polecam E4 lub J4!).
Czwarte wrażenie przyszło po kilku minutach używania - "wszystko inne idzie na sprzedaż, zostają tylko kabelki!", które ustąpiło miejsca chłodnej analizie podczas dalszego odkrywania Zoom'a. Generalnie stanęło na tym, że efekty zostają, natomiast będę się żegnać z metronomem/tunerem i z Hiwattem. Nie jest oczywiście tak, że na temat tego ostatniego powiem choćby jedno złe słowo. W ŻYCIU! Najzwyczajniej w świecie już dawno stwierdziłem, że jak na moje warunki lokalowe jest zdecydowanie zbyt głośny (można grać cicho, ale brzmienie jest 'nienasycone'), zaś po popróbowaniu innych brzmień (choć tylko symulowanych) zapragnąłem czegoś czystszego, transparentnego. Bo "niestety" Hiwatt narzuca swoje brzmienie, i kręcenie gałkami tego nijak nie zmieni, mimo iż jest to brzmienie cholernie konkretne, po prostu rockowe!
Tyle się napisałem, i nic póki co z tego nie wynika, czas na konkrety. Choć z drugiej strony to w sumie do tego służą blogi...?
Brzmienie, czyli to po co się kupuje tego typu zabawki.
Zadziwiające, jaka podczas mojego życia nastąpiła miniaturyzacja! W całkowicie plastikowym pudełeczku zawarto sto (wersja po upgrejdzie) symulacji wzmacniaczy i efektów basowych. Nie jest tego aż tak dużo jak w wyższych modelach, ale i tak wystarczy. Poza tym należy pamiętać, że Zoom B1on kosztuje nieco ponad 200 złotych! Dlatego trudno wewnątrz szukać nowoczesnego, mocnego procesora 24-bitowego z trzykrotnie droższego B3, a co za tym idzie wysokiej jakości symulacji. Spokojnie, jest dobrze, ale...
Nie wiem, czy wynika to własnie ze słabej jakości symulacji, czy może niesymulowany sprzęt zachowywałby się tak samo, ale na kilka z nich muszę zwrócić uwagę. Dokładniej:
- symulacja BigMuff - niby ma charakter oryginału, ale brzmi jakoś...bez dynamiki, płasko, mimo kręcenia wirtualnymi gałkami.
- symulacja SansAmpa = mulący, lejący się dół + kompletnie odklejona, sycząco-szumiąca góra. Roman uśmiechnięty aż uszy bolą.
- symulacja głowa+paczka Gallien-Kruger - brzmi okropnie, niczym jakiś najgorszy Warwick puszczony przez radiowęzeł. Sytuacja nieco się poprawia po dodaniu w łańcuch przed wzmacniacz kompresora, ale do "nieoheblowanej dechy w pysk" daleko.
- niektóre symulacje filtrów obwiednich (envelope/auto wah-wah) potrafią podczas gry zwyczajnie "zgubić" co jakiś czas nutkę. Podejrzewam, że to ze względu na ten słaby procesor...
Pomijając ostatnią uwagę, pozostałe powyższe sytuacje są najbardziej uciążliwe, gdy gram na mojej Yamaszce wyposażonej we flaty, ale i z moją chińską paździerzą z naciągniętymi ostrymi stalówkami nie jest zupełnie dobrze. Przy okazji muszę dodać, że najgorszym brzmieniem jakie ustawiłem w Zoomie bez kręcenia gałkami jest kombinacja symulacji SansAmp + Gallien-Kruger - tego nie da się słuchać, ani opisać!
Oczywiście do jeszcze kilku symulacji mógłbym się przyczepić, ale albo nie jest z nimi aż tak źle, albo z nich nie korzystam.
Muszę jednocześnie przyznać, że Defretter daje radę! :-)
Muszę jednocześnie przyznać, że Defretter daje radę! :-)
Przy okazji kombinowania z brzmieniem zrozumiałem, dlaczego tak wielu basistów uważa paczki Edena za najlepsze, choć niekoniecznie muszę się z nimi zgadzać.
Obsługa...nie jest tak różowo.
Ale subiektywnie, bo komuś pasować może taki mix filozofii obsługi Zooma B1 i MS-60B. Mamy więc możliwość przełączania komórek (sto - wszystkie zaprogramowane mniej lub bardziej użytecznymi gotowymi brzmieniami) za pomocą dwóch dużych pedałów na zasadzie "dół/góra", oraz kursorami banków A-J. Jednocześnie można wejść w ustawienia łańcucha (do pięciu efektów jednocześnie) za pomocą Enter, zmienić kolejności symulacji, coś dodać, usunąć za pomocą klawiszy kierunkowych, albo pokręcić wirtualnymi gałkami. Generalnie Entera trzeba się nastukać.
Klawisz Menu przenosi do głównego ekranu - wyboru komórek, natomiast "Rhytm/Looper"...właśnie. To chyba najbardziej irytująca sprawa w B1on. Wciśniecie przycisku powoduje uruchomienie automatu perkusyjnego - pedały w tym trybie służą jako klawisze "Play" i "Stop", natomiast za pomocą Entera i pokrętła ustawiamy parametry podkładu; ponownym wciśnięciem "Rhytm/Looper" przechodzimy do Loopera, ponownie do automatu, itd.... I nie miałbym nic przeciwko, bo sam zamysł jest w porządku, ale...każdorazowe wejście powoduje uruchomienie jednosekundowej animacji. Mam pytanie - PO CO?!?! W sytuacji uruchomionego podkładu perkusyjnego z pętlą, chcę szybciutko dograć pętle w innym brzmieniu, więc: "Home"->"Looper", dogranie, "Home"->"Looper" i tak kilka razy (jeśli jest pomysł na coś bardziej skomplikowanego) i za każdym razem ta irytująca animacja!!!
Klawisz "Menu" jak dotąd użyłem tylko raz, poustawiałem co trzeba (np. Autostore na "OFF") i zapomniałem o jego istnieniu.
Szkoda, że nie ma możliwości wyłączania "w locie" poszczególnych części łańcucha, jak ma to miejsce w droższych modelach i droższej konkurencji...
Mimo, iż miałem skupić się na wadach, muszę pochwalić wielkość i kształt przycisków. Ktoś przemyślał sprawę i oprócz pokrętła resztę można obsługiwać bosą stopą - dokładniej dużym palcem. Albo dwoma.
Pochwalić muszę także szybki i dokładny tuner. Szkoda, że nie wyłącza on dźwięku podczas strojenia.
Jeszcze kilka spraw.
Tylny panel wyjściowo-wejściowy pozornie jest kompletny, ale pozornie. MUSZĘ skrytykować fakt, że jest tylko jedno wyjście! Nie ma możliwości jednoczesnego odsłuchu tego co gramy przez słuchawki i jednoczesnego puszczenia "gdzieś dalej", a USB służy do upgrade'u oprogramowania, ewentualnie zasilania. Dobrze przynajmniej, że Zoom nie generuje żadnych szumów własnych.
Jest jeszcze oczywiście wejście AUX, ale na razie nie testowałem.
Podsumowując - jeżeli będzie to zakup świadomy, z akceptacją pewnych swoistych cech, albo po prostu tak pasuje to zdecydowanie polecam. Sam, jeśli będę miał taką możliwość (finansową oczywiście!) będę celować w Zooma B3 lub Bossa ME-50B, mimo iż ten drugi nie ma ani interfejsu audio, ani loopera, ani automatu perkusyjnego. No nie do końca, bo można rytm sobie wystukiwać i zapętlać...A w obu łańcuch może składać się tylko z trzech symulacji (+kompresor w Bossie).
Generalnie od chwili zakupu Zooma, Hiwatta uruchomiłem może dwa razy, a motywacja do ćwiczeń mi skoczyła, z czym do tej pory miałem, no wiecie, ten-tego ;-)
I tyle ode mnie. Mimo początkowych zamiarów wyszedł spory tekst, w dodatku niekoniecznie "reader-friendly".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz