Ciemno, zimno z codziennym zestawem atrakcji - skrobanie szyb - droga do pracy przez mgłę - w ciągu dnia jakiś deszcz, czasem ze śniegiem - i z powrotem do domu, też po ciemku. Znaczy - mamy tak zwany przełom roku! A że tradycyjnie u mnie w ostatnim kwartale krucho z finansami, to do głowy przychodzą pomysły typu "może sprzedam Spectora?" i "po co mi trzy przestery?". Te ostatnie raczej wkrótce trafią pod młotek za dobry pieniądz.
Ale miało być podsumowanie, muzyczne podsumowanie. To może najpierw tak:
Spector został ostatecznie przejęty przez Korg, a sam Stuart Spector przeszedł na zasłużoną emeryturę. Pierwszym efektem przejęcia jest zepsuty Rebop - o ile konfiguracja PJ to całkiem niegłupi pomysł, o tyle matowy gryf z 'pieczonego' klonu uważam za jakiś idiotyzm. Zobaczymy co będzie dalej.
Jakby to ustrojstwo miało dodatkowe wejście na podkład, na moim biurku nie stacjonowała główka od Phila Jonesa i nie miałbym prototypu Bass Engine od Taurusa, to pewnie już kombinowałbym jak go zamówić. Swoją drogą ludzie z Taurusa tak się naobiecywali - że basowy StompHead, jakieś ankiety robili, a co z tego wynikło? Właśnie.
Tymczasem Gallien cichaczem tak "odświeża" swoją ofertę, że jedyną opcją nie w klasie D jest stary, dobry MB150S. Takie czasy.
Tyle "globalnie".
W 2019 z Wybranką byliśmy na rekordowej (dla nas) ilości koncertów. Niektóre były świetne, inne - powiedzmy - takie sobie. Nie ze wszystkich mamy "dokumentację fotograficzno-filmową".
W 2019 z Wybranką byliśmy na rekordowej (dla nas) ilości koncertów. Niektóre były świetne, inne - powiedzmy - takie sobie. Nie ze wszystkich mamy "dokumentację fotograficzno-filmową".
...i jeszcze kilka zdjęć:
Album roku 2019
Miniony rok był kolejnym, w którym wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi, na płyty wydałem zdecydowanie za dużo. Takim, w którym przeważało uzupełnianie kolekcji klasyki zamiast nowości. Bo niestety było słabo. Mimo poszukiwań własnych, zaglądania na blogi "Zbawiciela", "Nieumierającego Rokenrola" i co najmniej kilka innych, nie udało mi się znaleźć ani jednego takiego wydawnictwa, które rzuciłoby mnie o ziemię, albo chociaż porządnie sponiewierało mózg. Nie powiem - było przynajmniej kilka dość interesujących nowych wydawnictw, ale żadne w mojej ocenie nie zasłużyło na tytuł albumu roku w takim stopniu jak te, którym przyznałem w poprzednich latach.
Dlatego postanowiłem przyznać dwa równorzędne wyróżnienia, zasługujące na solidne 8 punktów na 10 (w poprzednich latach albumy roku dostawały pełne 10, także ten).
1. Quantum Trio - "Red Fog".
Znakomity technicznie, lekkostrawny jazz w międzynarodowym składzie - co ciekawe - bez pełnej sekcji rytmicznej, znaczy (kontra)basu. Jest świeżo, melodyjnie i dynamicznie, ale powiedzieć że to taki "Możdżer na sterydach" byłoby ogromnie niesprawiedliwe. Panowie mają swój styl i świadomie grają to co grają. To słychać.
Niestety, słabymi punktami albumu są przede wszystkim przesadnie "suchy", zbyt selektywny miks całości, przez co brzmienie jest nieco męczące, w dodatku w kończącym płytę "IBBI" słyszę frazy jakby żywcem skopiowane z piosenki z filmu o takim statku, co zrobił jebudu w górę lodową i zatonął ;-)
Może coś ze mną nie tak, ale tak jest. Jak widać na powyższym obrazku - płyta też jest.
2. Ciśnienie - "JazzArt Underground".
A tej płyty (jeszcze) nie mam, bo póki co nie widzę w internetach gdzie mogę zamówić.
Żeby było jasne - to zdecydowanie NIE JEST (wbrew tytułowi) płyta jazzowa. Może industrial, folk-metal, neo-kraut (jest taki gatunek!), jakiś ambient, neo-prog albo cholera wie co, ale z całą pewnością nie jazz, a już absolutnie daleko takiej muzyce do art-jazzu. Katowicki zespół po prostu, za pomocą nieoczywistego instrumentarium (bliżej im do Armii albo Indukti) daje czadu, a uszu nie kaleczą zbędne wokalizy, znaczy wycie.
Tak jak powyżej, znakomicie się tego słucha, mimo iż jest to muzyka raczej oddalona od tej lekkostrawnej, a nieco surowe brzmienie wynika ze sposobu nagrania (na żywo, ale w studiu, albo raczej odwrotnie).
Czemu więc skoro jest tak świetny, nie został albumem roku? Raz, że nie mam go w postaci fizycznej, a dwa - podczas przesłuchiwania permanentnie, gdzieś z tyłu głowy kołacze się wrażenie, że "już gdzieś to słyszałem". Nie jest to jakiś wielki zarzut - gdyby tak było, nie pisałbym o Ciśnieniu w kontekście podsumowania roku, ale to jest ta brakująca kropka nad 'i'. Oczywiście subiektywnie.
Podsumowując - z czystym sumieniem mocno polecam uwadze obie płyty.
A w roku 2020 pojawią się na pewno nowe wydawnictwa - Major Kong, Mythic Sunship (album live) i Lonker See, na które czekam z ciekawością, choć oczywiście mam nadzieję na więcej.
1. Quantum Trio - "Red Fog".
Znakomity technicznie, lekkostrawny jazz w międzynarodowym składzie - co ciekawe - bez pełnej sekcji rytmicznej, znaczy (kontra)basu. Jest świeżo, melodyjnie i dynamicznie, ale powiedzieć że to taki "Możdżer na sterydach" byłoby ogromnie niesprawiedliwe. Panowie mają swój styl i świadomie grają to co grają. To słychać.
Niestety, słabymi punktami albumu są przede wszystkim przesadnie "suchy", zbyt selektywny miks całości, przez co brzmienie jest nieco męczące, w dodatku w kończącym płytę "IBBI" słyszę frazy jakby żywcem skopiowane z piosenki z filmu o takim statku, co zrobił jebudu w górę lodową i zatonął ;-)
Może coś ze mną nie tak, ale tak jest. Jak widać na powyższym obrazku - płyta też jest.
2. Ciśnienie - "JazzArt Underground".
A tej płyty (jeszcze) nie mam, bo póki co nie widzę w internetach gdzie mogę zamówić.
Żeby było jasne - to zdecydowanie NIE JEST (wbrew tytułowi) płyta jazzowa. Może industrial, folk-metal, neo-kraut (jest taki gatunek!), jakiś ambient, neo-prog albo cholera wie co, ale z całą pewnością nie jazz, a już absolutnie daleko takiej muzyce do art-jazzu. Katowicki zespół po prostu, za pomocą nieoczywistego instrumentarium (bliżej im do Armii albo Indukti) daje czadu, a uszu nie kaleczą zbędne wokalizy, znaczy wycie.
Tak jak powyżej, znakomicie się tego słucha, mimo iż jest to muzyka raczej oddalona od tej lekkostrawnej, a nieco surowe brzmienie wynika ze sposobu nagrania (na żywo, ale w studiu, albo raczej odwrotnie).
Czemu więc skoro jest tak świetny, nie został albumem roku? Raz, że nie mam go w postaci fizycznej, a dwa - podczas przesłuchiwania permanentnie, gdzieś z tyłu głowy kołacze się wrażenie, że "już gdzieś to słyszałem". Nie jest to jakiś wielki zarzut - gdyby tak było, nie pisałbym o Ciśnieniu w kontekście podsumowania roku, ale to jest ta brakująca kropka nad 'i'. Oczywiście subiektywnie.
Podsumowując - z czystym sumieniem mocno polecam uwadze obie płyty.
A w roku 2020 pojawią się na pewno nowe wydawnictwa - Major Kong, Mythic Sunship (album live) i Lonker See, na które czekam z ciekawością, choć oczywiście mam nadzieję na więcej.
Zaś Wam, moi (nieliczni) czytelnicy życzę ciekawego nowego roku, obfitującego w oszałamiające odkrycia muzyczne, niezapomniane koncerty (także jeśli jesteście po drugiej stronie sceny), żebyśmy za rok o tej porze wszyscy mogli podsumować "co to był za rok!".
No.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku! :) Mam nadzieję, że 2020 będzie udany pod względem rocka, metalu i jazzu. Szkoda tylko, że Slayer się rozpadł. Mam nadzieję, że przynajmniej jazz powróci (bo rock jest nieśmiertelny), a jakiś paskudny mumble rap trafi na jedyne słuszne dla niego miejsce - na śmietnik. :) Czekam na kolejne miksy gratów.
OdpowiedzUsuńZ tego co się orientuję, to jazz ma się znakomicie :-) A to nie tak, że członkowie Slayera zauważyli, że są za starzy na takie wygłupy i po prostu dali sobie spokój?
UsuńKolejny miks się powoli zbiera.
Jak to dobrze, że jeszcze są ludzie, którzy słuchają jazzu. A ze Slayerem to rzeczywiście było tak, jak mówisz. :)
OdpowiedzUsuńmnóstwo ludzi słucha jazzu, ale się wstydzą ;-)
Usuń