niedziela, 7 czerwca 2020

Rzycie - co mnie podkusiło?

Witajcie!

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że ze mnie oaza spokoju, kwiat lotosu, daleki też jestem od podążania za trendami - konta na fejsbukach, tiktokach, instagramach i paru innych nie mam, a smartfona zacząłem używać zaledwie kilka miesięcy temu. Wiedzą też doskonale, że wyznaję dwie zasady - "nie naprawiaj tego, co nie jest zepsute" i "jeśli coś działa - nie ruszaj", które w sumie znaczą to samo.
Tyle, że tym razem chyba nie byłem sobą.
Wszystko zaczęło się niewinnie - od decyzji, że tego dnia zaktualizuję system w laptopie Wybranki do nowszej wersji (z Kubuntu 16.04 do 18.04, bo wsparcie do roku 2023). Aktualizacja przebiegła płynnie i bezproblemowo, a system po wszystkim od razu nadawał się do użytku, nie tracąc nic ze swojej dotychczasowej funkcjonalności.
Wtedy przyszła mi do głowy durna myśl, że może też od razu zaktualizować komputer stacjonarny, z  idealnie działającego Xubuntu 18.04 do najnowszego 20.04. Od pierwszej chwili było pod górkę - graficzny aktualizator nie dawał się uruchomić, mimo dezaktywowania zewnętrznych/"dziwnych" repozytoriów. Magiczne komendy w terminalu też nie posuwały sprawy bardzo do przodu. Zamiast jednak w tym momencie dać sobie spokój, uparłem się, że jednak dzisiaj doprowadzę sprawę do końca; po kilkunastu minutach, poszukiwaniu rozwiązania na forach tematycznych (produkty Cannonical mają świetne wsparcie społeczności!) rozpoczęła się aktualizacja.
Po ponad godzinie, odpowiedzeniu na 2 pytania system był zaktualizowany. I się zaczęło. Ponieważ opisując dalszy rozwój wypadków, oraz moją reakcję na nie musiałbym użyć sporej ilości słów uznanych za co najmniej niecenzuralne, ograniczę się tutaj do wymienienia rzeczy, które napsuły mi najwięcej krwi:
- czas ładowania systemu wydłużył się dramatycznie. Nie trochę, raczej dwukrotnie.
- ponieważ 20.04 to świeża wersja, na razie nie są do nowych repozytoriów przeniesione motywy i schematy kolorów znane z poprzednich wersji, przez wygląd mojego systemu się "nieco" różni od tego, co było w poprzedniej wersji. Nowe Xfce (4.14) ma też coś namieszane z przezroczystościami i efektem 3D, co też trochę zmieniło wygląd, do którego zdążyłem się przyzwyczaić, uniemożliwia przez to powrót do niego. Brak jest też dedykowanych menadżerów do zarządzania wyglądem, oprócz podstawowego.
- brak dźwięku - nowa wersja PulseAudio tak ma namieszane, że żeby system zaczął wydawać z siebie jakieś dźwięki, należy tuż po uruchomieniu wymusić restart Alsy. Żenada. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tego rodzaju problem - przy aktualizacji do 12.04? 14.04?
- i jeszcze rzecz powiązana z dwoma powyższymi - do tej pory na panelu Xfce miałem dedykowany aplet z rozwijalnym menu do kompleksowej obsługi dźwięku - głośność, mikser, wybór urządzeń, uruchamianie i obsługa odtwarzaczy. W 20.04 te rolę pełni aplet od PulseAudio - niby to samo, ale gorzej.
- z repozytoriów zniknął mój podstawowy program do obsługi plików graficznych - Mirage. Owszem, są dziesiątki innych, ale to nie to. Pomogło ręczne doinstalowanie z repozytoriów wersji 19.10.
- nie ma możliwości doinstalowania chyba najlepszego programu do sprzątania systemu - Ubuntu Tweak. Owszem, twórca nie rozwija programu już od wersji Ubuntu 14.04, ale do tej pory dało się jakoś wykombinować instalacje. Wiem, że jest Blechbit, ale nie robi chyba nawet połowy tego co UT.
- nie wiem czy ma to coś wspólnego z  nową wersją systemu, może nowa wersja X.org-a czy innego Waylanda ponosi za to odpowiedzialność, ale działanie Youtube na Chromie trudno nazwać nawet tragicznym. Czas od momentu otwarcia nowej karty z filmem do rozpoczęcia odtwarzania trwa kilkanaście sekund(!!!).
- wspominałem już, że uruchamianie trwa absurdalnie długo? Bo zamykanie podobnie, albo nawet gorzej.

Póki co zostaje czekanie na pierwszą dużą aktualizację, i...przestrzeganiem kogo się da przez pochopnym aktualizowaniem do najnowszej wersji. Choć gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że może by tak spróbować przejść na jakąś dystrybucje ciągłą - jakiegoś Debiana Testing albo OpenSUSE w wersji Tumbleweed.

Ufff! wystarczy na dziś, niedługo wrzucę coś, od czego oczy Wam powypadają.

P.S. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie problemy to nie problemy dla czytających ten wpis użytkowników Windowsów, w którym nie istnieją przecież możliwości konfiguracji zachowania systemu pod siebie, o dostosowaniu wyglądu nie wspominając. No dobrze - można zmienić tapetę ;-)


4 komentarze:

  1. Współczuję. Ja jestem mega grzybem i używam stabilnego Debiana. I tenże system zainstalowałem żonie, rodzicom i córce.

    Mnie również czasami korci, żeby spróbować Debiana testing, ale chyba wolę stare wersje pakietów i święty spokój...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady - Stable to dla mnie za bardzo hardkor ;-) Miałem dłuższą przygodę z LMDE na bazie Testinga i to on wydaje się rozsądnym kompromisem między archeologią i stabilnością.

      Usuń
  2. Bardzo współczuję. Gorzej mogłoby być, gdyby się miało Windows Millennium. Teraz mamy takie czasy, że trzeba wymieniać komputer co rok-2 lata. Zgadzam się też na 100%, że tiktok i instagram to syf. Ja także staram się nie podążać za trendami. Nie robię selfików w lustrze, nie słucham mumble rapu (najgorszego śmietnika bez dwóch zdań), nie gram w Fortnite ani nie wyjeżdżam na dyskoteki. Chciało by się powiedzieć, że kiedyś to było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam człowieka, któremu Millenium chodziło idealnie i bezproblemowo. A to były jeszcze czasy konfiguracji S3 + Voodoo.

      Usuń